... ... Terenówką po Sycylii – cz. 10: street food w Palermo – Podróżować to żyć
27 września, 2024

Podróżować to żyć

Mój blog o podróżowaniu.

Terenówką po Sycylii – cz. 10: street food w Palermo

Street food w Palermo to kwintesencja lokalnych smaków. Zdecydowanie nie mogliśmy tego odpuścić. Zajechaliśmy do Palermo wieczorową porą...

Walczyliśmy z myślami: zostać w Erice na noc i obudzić się z pięknym widokiem z góry czy jechać do San Vito Lo Capo? To była nie lada zagwózdka tym bardziej, że kolejnego dnia wieczorem planowaliśmy już być w Palermo. Oczywiście, plany są po to, by je modyfikować w miarę potrzeb, lecz palermiański street food od dawna już „chodził za nami”.

Zwiedzanie Palermo mieliśmy sobie odpuścić. „Jak to? Dlaczego?” – pewnie chcecie teraz zapytać. Otóż dlatego, że w Palermo jeszcze wiele razy będziemy. Palermo to brama do zwiedzania innych państw naszym Dziadkiem Nissanem. To tutaj znajduje się port, z którego mamy w planie jeszcze wiele razy korzystać. Postanowiliśmy więc podczas tego wyjazdu skupić się na innych rejonach Sycylii, a Palermo zostawić sobie na „kiedy indziej”. No dobra, Palermo na kiedy indziej, lecz street foodu nie odpuszczamy!

San Vito Lo Capo – ponoć jeden z najpiękniejszych zakątków. Czy naprawdę?

Stanęło na tym, że opuszczamy niezwykłe Erice i ruszamy w kierunku San Vito Lo Capo. W końcu tyle osób nam naopowiadało samych pozytywów o tym miejscu, że nie mogliśmy go pominąć. Ponoć znajduje się tam jedna z najpiękniejszych (o ile nie najpiękniejsza!) plaża na Sycylii, pięknie położona w otoczeniu gór. No cóż, skoro tak, to warto obudzić się z takim widokiem!

Im bliżej tego miejsca byliśmy, tym więcej kamperków, busów, busików i przyczep kempingowych widzieliśmy. Tym bardziej podobał nam się fakt, że miejsce jest przyjazne domkom na kółkach. Mijaliśmy pola, gdzie gromadziły się kampery, niestety – poza publiczną toaletą (co i tak jest ogromnym plusem) – nie zauważyliśmy prysznica. A zależało nam na tym, by zrobić sobie pranie.

Dojechaliśmy do San Vito Lo Capo. Tłoczna promenada, mrugający milionem kolorów diabelski młyn, przepełnione restauracje, no i diesel na stacji benzynowej za 2 Euro… to oznaczało, że miejscowość przeżywa aktualnie turystyczny boom. Całkiem przyjemna i pusta plaża poprawiła nam humory, choć brak ludzi na piasku wynikał zapewne z tego, że słońce właśnie schowało się za horyzontem.

Zauważyliśmy pole kempingowe. Tak, to oznaczało możliwość skorzystania z prysznica i zrobienia sobie prania. W sumie w tym miejscu i tak było dla nas zbyt tłoczno, by spać na poboczu. Kemping bardzo przyjemny, usytuowany pośród drzew, z pełną niezbędną infrastrukturą: toalety, prysznice, pralki, umywalki. Spędziliśmy miły wieczór pod drzewami popijając powolutku wino z Marsali. Pranie się suszyło, a my byliśmy zachwyceni możliwością skorzystania z prysznica.

W nocy obudziła nas burza. W pośpiechu zbieraliśmy nasze niedosuszone jeszcze pranie. Efektem ulewy był niesamowity aromat lasu, jaki obudził nas o poranku. Powietrze było rześkie i pachnące. Wypiliśmy kawkę i udaliśmy się na plażę.

I tu… rozczarowanie! Po pustej plaży, jaką zapamiętaliśmy z poprzedniego wieczora, nie było śladu. Parasol na parasolu, leżak na leżaku, stojaki z dmuchanymi kołami, jednorożcami i żółwiami do kupienia przy samej linii brzegowej. Piasek zmącony tak, że stóp nie widać na głębokości 10 cm. Tłum ludzi.

Nie, jednak nie będziemy tu pływać. Nie lubimy takich zatłoczonych miejsc. Plaża może i ładna, ale komercja ją po prostu wchłonęła. My jesteśmy jednak typami ludzi, którzy wolą miejsca bardziej naturalne, najlepiej dziewicze, gdzie najważniejsza jest natura, a nie wypożyczalnia leżaków. Być może poza sezonem to miejsce wygląda zupełnie inaczej. Niestety, byliśmy w sierpniu. Stwierdziliśmy, że ruszamy dalej.

Palermo wieczorową porą

Po drodze mijaliśmy małe miasteczka, popływaliśmy w pustej, choć kamienistej zatoce, przekąsiliśmy co nieco – tym razem jako przekąska gościła świeża bułeczka, prosciutto oraz owoce i warzywa z lokalnego sklepu. Bardzo niespiesznie dojechaliśmy do Palermo wieczorową porą. Już czuliśmy mały głód. Zaparkowaliśmy nieopodal centrum na małym parkingu. Ledwo go opuściliśmy, a do naszych nosów już doszedł zapach lokalnych potraw. Mieszanka dymu z grillowanych mięs, smażonych owoców morza i pewnie jeszcze jakichś wypieków sprawiała, że głodnieliśmy z minuty na minutę.

Palermo nocą ma swój urok. Oświetlone pożółkłym światłem latarni ulice wyglądają niezwykle klimatycznie. Weszliśmy w wąską alejkę, gdzie ewidentnie młodzież dawała upust swoim emocjom malując sprayem swoje arcydzieła na ścianach i… po prostu szliśmy za zapachem.

Z każdym krokiem zapach był coraz bardziej intensywny, a gwar głośniejszy. Szliśmy w kierunku lokalnego bazaru Vucciria, wzdłuż Via Roma.

Uliczny street food przypomina tutaj prawdziwą imprezę. Tłum, gwar, śmiechy i zapachy! Każdy coś zajada, o czymś rozmawia, żywo przy tym gestykulując. Ktoś kiedyś powiedział, że jakby Południowca złapać za ręce i je przytrzymać, to przestałby mówić. I coś w tym jest, gestykulacja jest nieodłącznym elementem rozmowy. W sumie… jest to fajne, dodaje żywiołowości, a ja jak patrzę na ludzi, to od razu nabywam takiej jakiejś pozytywnej energii. No dobra, wystarczy o ludziach, rozglądamy się, co by tu zjeść.

Street food w Palermo – co zjeść?

Naszym celem była tradycyjna bułka ze… śledzioną i płucami. Dokładnie tak! Potrawa nazywa się panino con la milza.

Cielęce wnętrzności, pocięte w małe paski są najpierw gotowane, a potem podsmażane na smalcu i pakowane w bułkę. W bardziej „wykwintnej” wersji posypują to jeszcze serem, ale my szukaliśmy takiego tradycyjnego, najprostszego dania.

Pochodzenie tego dania sięga czasów średniowiecza, kiedy to ubojem zwierząt w Palermo zajmowali się głównie Żydzi. Jako wynagrodzenie za swoją pracę otrzymywali pozostałe wnętrzności, które kolejno przyrządzali, zjadali, a nawet sprzedawali. Dziś bułka ze śledzioną jest jednym z wielu popularnych palermiańskich dań.

Zasiedliśmy w jednym z malutkich lokali serwujących street food – Macelleria Naso. Malutki stolik i nieco wysiedziane krzesełko tylko dodawało uroku temu miejscu. Dookoła przemieszczały się tłumy ludzi.

Zamówiliśmy bułkę ze śledzioną oraz bułkę z ziemniaczanymi krokiecikami. Tak, tak, bułka z ziemniakami! To drugie danie nazywa się panino con panelle e crocche. Obydwa dania skradły moje serce.

Mimo, że niektórzy na samą myśl o śledzionie mogą poczuć niesmak, ja muszę przyznać, że potrawa smakuje wybornie. Może dlatego, że zawsze lubiłam podroby.

Street food w Palermo to szeroki wybór różnorodnych dań w bardzo przystępnych cenach. Za 2-4 Euro można spróbować lokalnych specjałów, bardzo sytych zresztą. My za bułkę ze śledzioną zapłaciliśmy 3 Euro, a za tę z krokiecikami 2,5 Euro.

Potem spróbowaliśmy jeszcze mangia e bevi Palermitano, czyli… usmażony szczypiorek owinięty w plaster boczku. Nawet nie wiedziałam, że można zrobić tak pyszny recykling szczypiorku! Na Malcie szczypiorek sprzedają w wielkich kiściach, których nie przejadamy. Potem one więdną i się je ostatecznie wyrzuca. Nigdy więcej.

Nie mogliśmy też sobie odmówić grillowanych kawałków mięsa drobiowego oraz cielęcego, skropionych cytryną i posypanych pistacjami. Dosłownie rozpływały się w ustach.

Na uwagę zasługuje również panino con porchetta (około 4 Euro), czyli bułka z pieczenią wieprzową. Tego już nie spróbowaliśmy w Palermo, ponieważ najzwyczajniej nie zmieścilibyśmy, a mieliśmy okazję jeść takie danie podczas pobytu w Bari. Było pyszne!

Napoje można nabyć w cenach 2-3,5 Euro, przy czym ta górna półka cenowa to piwo o pojemności 0,66l. Aperol, wina kosztują koło 3 Euro.

Żałujemy, że nie spróbowaliśmy purpu vugghiutu, czyli gotowanej ośmiornicy. Byliśmy już po prostu przejedzeni. Z drugiej strony, trzeba coś sobie zostawić na kolejny raz, a – jak już wspominałam wcześniej – w Palermo jeszcze będziemy.

Reasumując – Palermo na street food? Warto, zdecydowanie warto! To miejsce pozwala poczuć autentyczny smak Sycylii i się nim zachwycić. Pewnie, że np. arancini można spróbować niemal wszędzie, ale do Palermo warto przyjechać na typowe specjały, nierozerwalnie związane z tym właśnie miejscem. Nie wpadajcie zatem do Palermo tylko w dzień, tylko na chwilę. Zostańcie na noc, ponieważ prawdziwe życie i prawdziwe smaki odkrywa się tutaj po zmroku. My na pewno jeszcze tu przyjedziemy. Zarówno w dzień, jak i wieczorową porą.