Do El Nido dotarliśmy wieczorem. Hotel znaleźliśmy bez trudu, rzuciliśmy rzeczy i bez zbędnego ociągania się ruszyliśmy na zwiady.
El Nido od razu zrobiło na nas całkiem przeciętne wrażenie – ot, miejscowość typowo turystyczna z dużą ilością knajpek oraz sklepów ze zbieraczami kurzu (czyli pamiątkami… choć sama zawsze sobie jakiś zbieracz kurzu z wyprawy przywożę), no i ogromną liczbą turystów. Nie El Nido miało być jednak celem naszej podróży, a jego okolice oraz sąsiednie wysepki.
Sam hotel dość przyjemny – czysty przede wszystkim, no i widać, że obsługę ponosi nieco wyobraźnia… a może to nas, a nie ich? 🙂 Hotel: Faith Rica Pension, cena: 660 peso filipińskich, czyli ok 50 zł za osobę za noc, ze śniadaniem w cenie. Śniadanie nudne – ryż, jajko sadzone plus jakiś dodatek mięsny (kiełbaska, kawałki wołowiny w sosie itp.), do tego kawa lub herbata.
W sumie nie ma co za bardzo narzekać, a na ząb zawsze warto coś wrzucić przed wyjściem. Ogólnie na plus.
W El Nido mieliśmy spędzić 3 pełne dni, a nasz plan był taki:
1 dzień: objazd skuterem północy Palawanu
2 dzień: Island hopping
3 dzień: plaża, spacer, rum w kokosie… 🙂
SKUTERKIEM PO PALAWANIE
Uważam, że wynajem skuterka w El Nido to bardzo dobry pomysł, jeśli chce się zwiedzić okolicę.
Koszt takiej przyjemności to 500 peso (około 38 PLN) za skuterek na dzień. Cena jest we wszystkich wypożyczalniach taka sama i nie podlega negocjacji – próbowaliśmy. Podobnie jest w przypadku wycieczek typu „island hopping”, ale o tym za chwilę…
Skuterkiem pokonaliśmy trasę z mapki poniżej.
Prawie 80 km przygody! Naprawdę polecam każdemu. Było trochę jazdy po asfalcie, trochę po żwirku, trochę po wertepach. Była moja wywrotka po żwirku z górki… Haha, wstyd się przyznać, ale nie mam doświadczenia w jeździe na skuterku.
Jednak, jak to się mówi – dopóki się nie wywrócisz, nie spadniesz, to i się nie nauczysz. Może coś w tym jest 🙂 W każdym bądź razie ani mi (poza małymi zadrapaniami), ani skuterkowi (ten i tak wyglądał już wcześniej jak po przejściach) nic się nie stało.
Było pięknie. Urokliwe, niemalże puste plaże, kolorowe łódki poustawiane u wybrzeża, maleńkie wioseczki z drewnianymi domkami mijane po drodze, szczerze uśmiechnięte dzieci i pola ryżowe…
To była ucieczka od zgiełku El Nido i, jeśli ktoś chce zobaczyć coś więcej niż tylko utarte szlaki, to zachęcam do wyboru tej formy zwiedzania.
Trasę można pokonać naprawdę spokojnym rytmem, zjeżdżając z drogi tu i ówdzie. My zboczyliśmy gdzieś w okolicach niewielkiej wioski Sibaltan. Trochę jazdy po polnej drodze, która z pozoru wydawała się prowadzić do nikąd… i dojechaliśmy hmmm… chyba do raju na ziemi! Kilka drewnianych domków, hamaków na drzewach, wypielęgnowanych ścieżek i praktycznie bezludna plaża.
W jednym z domków znajdował się bar. Tam zjedliśmy całkiem przeciętnego kurczaka z ryżem i pyszne, grillowane warzywa. Choć całokształt zdecydowanie ucztą dla podniebienia nie był… to nic! Sceneria zrobiła swoje, było fantastycznie!
Do El Nido wróciliśmy późnym wieczorem, gotowi na wyzwania czekające na nas kolejnego dnia…
… a plan na kolejny dzień brzmiał:
ISLAND HOPPING
Island hopping to bardzo popularna forma zwiedzania okolicznych wysepek. Tak, jak wspominałam, samo El Nido nie powala na kolana. Wszyscy przybywają w to miejsce zatem nie dla samego El Nido, ale właśnie dla okolicznych wysepek rozsianych po morzu.
Skaliste, porośnięte drzewami – wyglądają niezwykle tajemniczo. W większości kryją się przy nich rajskie plaże ze złotym piaskiem, a nawet ukryte laguny.
Jak wspominałam wcześniej, ceny wycieczek w każdym biurze są takie same. Do wyboru są 4 trasy:
Ponoć trasy A i C są najciekawsze. My zdecydowaliśmy się na trasę A. Rano pogoda była „podejrzana” – mgła, lekki deszcz. Z nadzieją na to, że się rozpogodzi, ruszyliśmy w kierunku miejsca spotkań.
Co ważne – trzeba dopytać przed dokonaniem rezerwacji o ostateczną cenę wycieczki (choć nas poinformowano już na wstępie, to zakładam, że w innych biurach może być różnie), ponieważ doliczane są opłaty środowiskowe, wstępy na laguny czy rafy, wynajęcie kajaka czy maski do snorkelingu. Nasza wycieczka A (cena podstawowa 1200 peso) ostatecznie po doliczeniu:
- opłaty środowiskowej 200 peso (ta opłata ważna jest przez 10 dni, więc jeśli chcielibyście skorzystać w tym czasie z kolejnej wycieczki, np. B, C, D, to ta opłata nie będzie pobierana ponownie; oczywiście trzeba trzymać dowód wpłaty),
- wstępu do Secret Lagoon 200 peso
- … kosztowała 1600 peso (czyli niecałe 125 PLN). Wycieczka z obiadem, pysznym tak na marginesie, serwowanym na łodzi. Mogę stwierdzić, że dobrze wydane pieniądze.
Dodatkowo, warto liczyć się z kosztem wynajmu kajaka. Podczas wycieczki jest przerwa w cudnej Big Lagoon, po której można samodzielnie popływać kajakiem właśnie. Koszt wynajęcia kajaka:
- 2-osobowego – 300 peso (około 23 PLN)
- 3-osobowego – 500 peso (około 38 PLN)
Uważam, że – będąc w El Nido – warto skorzystać choć z jednej takiej wycieczki. To okazja, by dotrzeć do naprawdę cudnych, bajkowych wręcz zakątków.
Minus jest taki: tłumy odwiedzających, mnóstwo statków, które zjeżdżają (spływają/ schodzą?) się w tym samym miejscu w tym samym czasie. Niestety, taka cena popularności tego miejsca, bajecznego mimo wszystko.
Jeszcze kilka zdjęć z naprawdę zjawiskowych zakątków odwiedzonych podczas wycieczki A, a potem podam kilka użytecznych informacji.
Co warto wiedzieć przed wycieczką?
- Wejście na statek i zejście z niego… wygląda tak, jak na zdjęciu poniżej.
- Dokładnie! Brodzimy nieraz po pas w wodzie. Nie zakładamy zatem wyjściowych ubrań ani szpilek. Buciki najlepiej do wody, ewentualnie lekkie sandałki, które szybko wyschną. Zabieramy ręczniki.
- Bardzo przyda się nieprzemakalny plecaczek/ „worek”. Można takie nabyć na miejscu w cenie 280-300 peso (21-23 PLN) za plecaczek 10- litrowy lub 300-350 peso (23-27 PLN) za sprzęt o pojemności 15 litrów. Na początku podchodziliśmy dość sceptycznie do nagabujących nas na plaży sprzedawców „worków”. Fakt – nie byli natrętni i rozumieli znaczenie słowa „nie”. W momencie, kiedy zobaczyliśmy tego typu wejście na łódź, doszliśmy jednak do wniosku, że ten zakup może mieć sens. I miał – gdyby nie ów „worek” nie mielibyśmy tylu fantastycznych zdjęć z podróży, ponieważ nie zabralibyśmy mojego ukochanego aparatu na ląd przy wielu lagunach.
- Na statek nie wolno zabierać napojów w plastikowych butelkach! Super! Ochrona wód i żyjących w nich stworzeń. Można natomiast podczas podróży kupić napoje, w tym piwko, od kajakowych dostawców 🙂 Cena małego piwka to 100 peso (około 7,60 PLN).
- Koszt wynajęcia maski do snorkelingu to 100 peso (około 7,60 PLN), płetw tak samo.
- Przydadzą się kamerki lub aparaty podwodne – my nie mieliśmy i nigdy więcej nie popełnimy tego błędu – rafa jest zjawiskowa!
- Zabieramy ze sobą przede wszystkim wspaniały humor!
Po powrocie z wycieczki zrobiliśmy sobie kolejną, prawdziwą ucztę dla podniebienia.
„Talerz” mięs i owoców morza serwowanych z ryżem i zupą grzybową na liściu bananowca. Je się palcami. Naprawdę niesamowicie pyszne, a „talerz” (no, z tym talerzem w sumie ich nieco poniosło, ponieważ – jak wspomniałam – danie serwowane jest na liściu) dla 4 osób kosztował 1200 peso (około 91 PLN)!
DZIEŃ OSTATNI W EL NIDO – PLAŻE, SPACERY, RUM W KOKOSIE, ULICZNE JEDZONKO I BAZAREK
Ostatni dzień przed transferem do Coron postanowiliśmy spędzić na plażowaniu, spacerach, degustacji rumu w kokosie i na ogólnie pojętym słodkim lenistwie.
Wybraliśmy się skoro świt na plażę Las Cabañas. O tej porze jeszcze świeciła pustkami.
Znaleźliśmy niesamowicie klimatyczną knajpkę z „leżankami”, podusiami i mini stoliczkami na jedzenie i napoje… tak, to było miejsce, w którym zapragnęliśmy właściwie rozpocząć ten piękny dzień – czyli zamówiliśmy drinki 🙂 Ludzie też zaczęli już się schodzić. W końcu Las Cabañas to dosyć znana i popularna plaża.
Kolejno spacerowaliśmy, smakowaliśmy rum w kokosie…
… zachwycaliśmy się urokiem zjawiskowych plaż ze złocistym piaskiem, ciągnących się kilometrami w siną dal…
To niesamowite, że wystarczyło odejść kawałek, zaledwie za zakręt, by mieć plażę tylko dla siebie, by móc chłonąc to piękno pełną piersią, nie potykając się o czyjeś ręczniki, nogi, torebki.
Zachwycaliśmy się kolorowymi łódeczkami zacumowanymi u wybrzeża, podziwialiśmy przepiękne kształty muszelek. Rejestrowaliśmy wspomnienia…
Wracaliśmy niespiesznie, spacerem, przyglądając się codziennemu życiu mieszkańców. Dzieci wracające ze szkoły, chłopcy grający w piłkę… Zjedliśmy naprawdę niesamowicie pyszną zupę w przydrożnym barze, gdzie uśmiechnięty właściciel z uśmiechem na ustach uraczał nas rozmową.
To tylko kilka przecznic dalej od turystycznego centrum, a świat zmienia się o 180 stopni.
Takie Filipiny na długo pozostaną w pamięci, a ulica i sklepiki z pamiątkami? Pamiętam, jak popatrzę na moje zbieracze kurzu, a prawdziwe Filipiny to właśnie to:
Podobne wpisy
Rejs: Ateny – Rodos – Kusadasi – Santorini
Sri Lanka – wiedza bazowa
Filipiny – podsumowanie kosztów