... ... Bari – miasto Św. Mikołaja – Podróżować to żyć
31 stycznia, 2024

Podróżować to żyć

Mój blog o podróżowaniu.

Bari – miasto Św. Mikołaja

Zupełnie przypadkiem trafiliśmy do Bari akurat 6 grudnia. Rezerwując bilety lotnicze w ogóle nie myśleliśmy o tym, że to akurat Mikołajki, a patronem miasta jest nikt inny, jak… Św. Mikołaj!

Włochy Michała nigdy jakoś specjalnie nie fascynowały. Przejechaliśmy je z góry do dołu dwa razy – pierwszy raz podczas podróży z UK na Maltę, drugi raz z Michała Rodzicami. Ja osobiście jestem zakochana w każdym nowym miejscu, które mogę zobaczyć, nigdy nie żałowałam żadnej podróży i w każdym odwiedzonym punkcie na globie potrafię znaleźć coś fascynującego. Tak samo było z Włochami, jednak nigdy nie zapisały się na mojej liście państw, na samą myśl o których poczułabym przyspieszone bicie serca. Jednak Apulia jest inna…

Po tej podróży Michał zmienił swoje nastawienie do Włoch, a ja wspominam tę podróż z wyjątkowo szerokim uśmiechem na ustach. Apulia jest niesamowita, śliczna, a ludzie tam mieszkający wyjątkowi.

Nasza podróż odbyła się po trasie: Bari – Alberobello (choć nocowaliśmy w oddalonym o kilka kilometrów od komercyjnego Alberobello małym miasteczku Locorotondo) – Matera – Bari. Zacznijmy zatem od samego Bari.

Bari – gdzie spać?

Bari w zasadzie podzielone jest na Stare i Nowe Miasto. Jak łatwo się domyślić, turystycznym celem jest jego stara część. I wydawałoby się, że tam noclegi powinny być najdroższe. Nie wiem, czy my mieliśmy szczęście, czy wcale nie istnieje taka zależność, ale trafiliśmy na dość tani nocleg w samym sercu Starego Miasta.

Obiekt w postaci kawalerki z antresolą i aneksem kuchennym oraz… bardzo dziwną łazienką, gdzie prysznic oraz toaleta to to samo urządzenie… Kto zna instrukcję obsługi, niech się wypowie w komentarzu 🙂 Dla mnie dość nietypowe, aczkolwiek ciekawe rozwiązanie. Link do strony obiektu dla zainteresowanych TUTAJ >> Il-Soppalco

Bari – co warto zobaczyć?

Samo Bari nie jest miejscem jakoś wybitnie turystycznym. Nie ma do zaoferowania niezliczonych zabytków i jest traktowane raczej jako baza wypadowa do zwiedzania Apulii. Ma jednak swój klimat i warto w samym Bari spędzić choć jeden dzień.

Pierwsze, co przykuło naszą uwagę po wkroczeniu na teren Starego Miasta to… zapach prania! Mimo, że dotarliśmy juz po zmroku, niemalże w każdej wąskiej, kamiennej uliczce na sznurkach wisiało pranie. To nic, że padało – Włosi przykryli pranie narzutami przeciwdeszczowymi (swoją drogą, fajny pomysł) i zdawali sobie nic z deszczu nie robić.

Było pusto. W sumie grudzień, późny wieczór, deszcz… Miasteczko wydawało się jakby wymarłe. Gdzieniegdzie słychać było tupot nóg, trzaśnięcie drzwi i gwar rozmów dochodzących z mieszkań. Zostawiliśmy rzeczy i ruszyliśmy w poszukiwaniu jakiejś knajpki, gdzie można by było usiąść w ciepełku i coś przekąsić. W końcu to Włosi, oni uwielbiają biesiady! Wierzyliśmy, że znajdziemy coś na wyciągnięcie ręki.

Niestety, Stare Miasto nic nie oferowało już o tej porze (było jakoś po 22). Wystarczyło jednak opuścić teren Starego Miasta, by trafić wręcz do ośrodka życia! Gwarna ulica, kafejki, grupki ludzi pijących kawę (w sumie o tej porze picie kawy wydało się nam dziwne) i delektujących się smakiem słodkich ciasteczek, gdzieniegdzie ktoś przy piwie czy winie. Zjedliśmy kanapki na ciepło – Michał skusił się na porchettę, ja na szynkę parmeńską i warzywa. Popiliśmy to piwem, po czym syci i zadowoleni wróciliśmy do naszego mieszkanka, by zaplanować kolejny dzień.

Rano Stare Miasto w niczym nie przypominało tego z poprzedniego wieczora. Gwar, śmiechy, stragany, pełne kafejki i przechadzający się z orkiestrą Św. Mikołaj! Tak, to był 6 grudnia.

Teraz już nie uderzył nas zapach prania, lecz ulicznych wypieków. Co kawałek można było zobaczyć kocioł z wrzącym olejem, do którego wrzucane były kulki z mąki pszennej – taki lokalny street food nazywany popizze.

Przyglądaliśmy się z zaciekawieniem, jak wokół sprzedawców gromadzi się tłum ludzi żywo dyskutujących o czymś oraz zajadających się tym przysmakiem. W pewnej chwili podszedł do nas wesoły Włoch i zachwalając owo danie: „Buono, buono!” – poczęstował nas ciasteczkiem ze swojej torebki. Tak przełamaliśmy lody pomiędzy nami a mieszkańcami, a ci okazali się być tak mili, tak żywiołowi i tak wręcz spragnieni rozmowy pomimo w zasadzie żadnej znajomości języka angielskiego… a w tym wszystkim byli tak autentyczni i wyjątkowi, że pokochaliśmy ich całym sercem.

Tak, jak już wspomniałam – Bari dzieli się na część historyczną, nazywaną Bari Vecchia oraz nowoczesną. Z turystycznego punktu widzenia oczywiście Bari Vecchia jest znacznie ciekawsze. Najlepiej po prostu wybrać się na niespieszny spacer zaułkami Starego Miasta podziwiając wąskie, kamienne uliczki, gdzie biegają dzieci, uliczni sprzedawcy próbują sprzedać swoje produkty, a między tłumem pieszych przeciska się jeszcze od czasu do czasu skuter.

Warto przysiąść w malutkiej kawiarence, wypić cappuccino, zjeść croissanta oraz obserwować ludzi. Włosi wydają się na siebie krzyczeć, dlatego dookoła panuje taki gwar – jak się jednak przyjrzymy im bliżej, zrozumiemy, że to ich styl bycia, mówienia, gestykulacja, że oni nie są zdenerwowani i po prostu między sobą tak żywiołowo rozmawiają. Michał twierdzi, że zdecydowanie bym się tam odnalazła 🙂

Wróćmy jednak do zwiedzania – choć dla mnie zwiedzanie to przede wszystkim doświadczanie klimatu, a nie tylko zabytki – to zdecydowanie warto zajrzeć do Bazyliki Św. Mikołaja (Basilica San Nicola) oraz znajdującego się nieopodal muzeum (Museo Nicolaiano) poświęconemu historii tejże bazyliki (jak i samej sztuce liturgicznej). O co jednak chodzi z tym Św. Mikołajem w Bari? Zacznijmy od legendy.

Legenda o Św. Mikołaju

Według legendy Św. Mikołaj miał urodzić się w III wieku na terenie dzisiejszej Południowej Turcji. Pochodził z bogatej rodziny, a swoim majątkiem miał obdarowywać biednych i potrzebujących. Stąd dzisiejszy zwyczaj dawania prezentów w Dniu Św. Mikołaja, czyli 6 grudnia. Dzień 6 grudnia miał być dniem śmierci świętego. Konkretna data nie jest znana, choć zakłada się, iż miało to miejsce koło 350 roku n.e.

Legenda o trzech córkach

Jedną z najbardziej znanych i powtarzanych legend z udziałem Św. Mikołaja jest ta o trzech córkach. Pewien grzeszny człowiek na skutek kary boskiej stracił cały swój majątek. Kiedy już nie miał z czego wykarmić rodziny, postanowił sprzedać swoje trzy córki do domu publicznego. Nie mógł wydać ich za mąż, ponieważ żaden kawaler nie chciał panny bez posagu. Mikołaj, na wieść o tym, zakradł się w nocy do domu owej rodziny i podrzucił im złoto, które miało służyć jako posag dla dziewcząt. Po tych wydarzeniach szczęśliwy ojciec nawrócił się i zaczął żyć zgodnie z przykazaniami. Czy wiecie, że Św. Mikołaj uznawany jest m.in za patrona panien, które mają trudności ze znalezieniem męża? Ponoć, jeśli panna przybędzie w dniu 6 grudnia do Bazyliki Św. Mikołaja i uda się do krypty, a następnie okrąży 3 razy kolumnę, to w ciagu roku znajdzie męża… Nie wiem, jestem już żoną mojego męża, więc nie sprawdzałam osobiście.

Legenda o rybakach

Kolejna legenda głosi, że Św. Mikołaj miał uratować tonący podczas sztormu kuter rybacki – jego modlitwa miała uspokoić szalejący wiatr, dzięki czemu rybacy mogli szczęśliwie wrócić do portu.

Legenda o zbożu

Inna przypowieść głosi, że Mikołaj ukazał się we śnie kapitanowi statku płynącego z ładunkiem zboża do Konstantynopola. Mikołaj nakazał śpiącemu kapitanowi, by ten po przebudzeniu zatrzymał się w kolejnym porcie i rozdał część zboża ubogim mieszkańcom Miry. Kapitan wykonał polecenie. Kiedy dopłynął do Konstantynopola okazało się jednak, że zboża w ładowni nie brakuje…

Patron rybaków i żeglarzy, panien poszukujących kandydatów na męża, podróżników, pielgrzymów, cukierników… długo by wyliczać. Przede wszystkim jednak dobry człowiek, który rozdał swój majątek biednym. Ostatecznie Mikołaj został biskupem Miry (dziś: Demre, współczesna Turcja).

Co ciekawe, pierwsze wzmianki o Mikołaju pochodzą dopiero z VI wieku. Nie znaleziono żadnych dowodów potwierdzających istnienie takiej postaci na przełomie III i IV wieku. Ile z żywotu Mikołaja jest prawdą, a ile nie… ba, czy taka postać w ogóle istniała? Tego pewnie się nie dowiemy, lecz kult postaci przetrwał do dziś.

Relikwia Św. Mikołaja i Bazylika

9 maja 1087 roku relikwie Św. Mikołaja zostały przeniesione z Miry do Bari. Stało się to na skutek ataków wojsk osmańskich na tamtejsze tereny. Muzułmanie niszczyli i profanowali obiekty chrześcijańskie, w obawie więc o zniszczenie relikwii, zostały one przetransportowane i tymczasowo złożone w kościele świętego Stefana w Bari. W tym czasie rozpoczęła się również budowa nowej świątyni, która została poświęcona Świętemu Mikołajowi. Do niej też w roku 1197 przeniesiono szczątki. Co roku 9 maja obchodzone jest w Bari święto upamiętniające przeniesienie relikwii. Obchody tego święta trwają… miesiąc! Warto przy tym wspomnieć, że bazylika jest miejscem pielgrzymek zarówno chrześcijańskich, jak i prawosławnych. W kalendarzu prawosławnym dzień przeniesienia relikwii przypada na 22 maja.

Relikwie Św. Mikołaja możemy zobaczyć w podziemiach kościoła.

Jest jeszcze jedna legenda głosząca, że po śmierci świętego z jego ciała zaczęła wypływać manna – perłowa substancja o właściwościach leczniczych. Zjawisko nie zostało w żaden logiczny sposób wytłumaczone i nie zakończyło się nawet po przeniesieniu urny z Miry do Bari. Co roku, podczas obchodzenia święta przeniesienia relikwii, rektor bazyliki pobiera z sarkofagu 3 szklanki owego płynu i rozdaje po kilka kropel w ampułkach pielgrzymom.

Bazylika Św. Miłokaja i Królowa Bona

Z Bazyliką związana jest jeszcze jedna osoba – jest nią królowa Bona Sforza. Żona Zygmunta I Starego z dynastii Jagiellonów, po śmierci swojego męża wróciła do Bari i tam też zmarła. Za sprawą jej córki, Anny Jagiellonki, jest ciało spoczęło w Bazylice Św. Mikołaja.

Sarkofag znajduje się za głównym ołtarzem. Udekorowany jest rzeźbą klęczącej Bony, a obok niej możemy zobaczyć postaci św. Stanisława – patrona Polski oraz św. Mikołaja – patrona Bari.

Jak widać, postać Św. Mikołaja zdecydowanie dominuje w obrazie Bari. Wędrując uliczkami miasta, nie sposób nie zauważyć jednak zamku Sforzów (Castello svevo di Bari). Obecnie znajduje się w nim muzeum, które może być gratką dla miłośników historii poszukujących tutaj polskich akcentów.

Co poza tym robić w Bari? Można pospacerować nadmorską promenadą, zjeść włoską pizzę i makaron – polecamy maleńką pizzerię Caffé Federico II, tuż przy zamku. Niby niepozorna, a jednak pełna lokalsów zajadających się pizzą – dlatego weszliśmy. Uśmiechnięty właściciel przy nas zagniatał ciasto na pizzę, a ciepło od ogromnego pieca przemiło rozchodziło się po kościach. Było pysznie i tanio. Polecamy!

A teraz już czas na dalszą część podróży. Wyruszamy w kierunku Polignano a Mare oraz Monopoli, by ostatecznie dojechać na nocleg do Locorotondo. Stamtąd – kierunek domki trulli.