Z Corleone do Marsali zajechaliśmy już po zmroku. Dosyć szybko znaleźliśmy miejsce do ulokowania się na noc i ruszyliśmy w poszukiwaniu czegoś do przegryzienia, ewentualnie planowaliśmy przepłukać podniebienie jakimś zacnym trunkiem.
Okazało się, że w pobliżu znajduje się szkółka kitesurfingu z przyjemnym barem czynnym do późna. Wyboru dań wprawdzie zbyt dużego nie mieli, ale deska lokalnych przysmaków (salami, szynka parmeńska, sery, oliwki) oraz lampa aperolu zupełnie nas usatysfakcjonowały.
Popatrzyliśmy z naszego materaca w Dziadku Nissanie w ciemną taflę morza i zasnęliśmy gotowi na kolejną przygodę.
Marsala słynie przede wszystkim z ciągnących się wzdłuż wybrzeża basenów solnych (a te ciągną się aż do Trapani) oraz… mocnego wina! Obydwa tematy nas zaintrygowały. Postanowiliśmy odwiedzić lokalną winiarnię oraz nabyć te zacne trunki. Zanim przejdziemy jednak do wina, warto dodać króciutki rys historyczny. Wiadomo przecież, że nie samym winem i solą miasto stoi.
Marsala – cudowne miasto
Dzisiejsza nazwa, wywodząca się od arabskiego „Marsa Allah”, co oznacza „Port Boga”, daje nam wyobrażenie o tym, jak ważne było niegdyś miasto. Jednak przed Arabami byli Rzymianie, a przed Rzymianami Kartagińczycy. To właśnie ci ostatni, pod rządami Himilco, zbudowali ogromny port i niezdobytą twierdzę Lilibeo w 396 roku p.n.e.
Twierdza okazała się dosłownie twierdzą nie do zdobycia. Podbój Lilibeo nie udał się ani Pyrrusowi (król Epiru, Grecja) w III wieku p.n.e., ani nieco później Rzymianom. Ostatecznie miasto zostało przekazane Rzymowi w 241 p.n.e. w ramach traktatu pokojowego podpisanego w celu zakończenia I wojny punickiej. Rzymianie szybko dostrzegli potencjał miasta i wkrótce stało się ono kwitnącą kolonią rzymską z prawami miejskimi oraz – z uwagi na położenie – idealną bazą wypadową dla handlu i ekspansji imperium na Afrykę. Cyceron, który tam przebywał, określił je jako cudowne miasto.
Wandalowie przeszli (po raz kolejny z Kartaginy), niszcząc większość tego, co znaleźli. Lilybaeum (jego rzymska nazwa) wycofało się z centrum uwagi aż do przybycia Arabów, którzy ponownie przekształcili je w kwitnący port i centrum handlowe.
Kolejną ważną datą w historii Marsali jest rok 1860, w którym Garibaldi – włoski rewolucjonista – wylądował w mieście, aby rozpocząć zjednoczenie Włoch. Jego „wyprawa tysiąca” spotkała się z dużym poparciem, mieszkańcy miasta powitali go z otwartymi ramionami, a setki z nich dołączyły do armii. W efekcie Garibaldi odniósł szybkie zwycięstwo, a jego udział w zjednoczeniu Włoch jest bezsprzeczny.
No i dochodzimy do wina…
Cofamy się prawie o stulecie wstecz, od czasów Garibaldiego oczywiście. Na teren Sycylii przybywają Anglicy. Nie przybyli oni jednak po to, by podbijać, ale raczej… produkować wino.
Pierwszym człowiekiem na scenie był John Woodhouse, który natknął się na lokalne wino w 1773 roku. Zasmakował w nim (według niektórych relacji pił je w naprawdę dużych ilościach!) i pomyślał, że może ono stać się hitem w jego ojczystym kraju. Jeśli jednak wino miało przetrwać tak długą podróż, musiało zostać wzmocnione dodatkiem alkoholu – tak narodziło się wino Marsala.
Wino odniosło w Anglii spodziewany sukces, a Woodhouse przeniósł się na stałe do Marsali, aby rozpocząć masową produkcję w 1796 roku. Kilku innych Anglików podążyło za nim, w tym Ingham i Whitaker.
Wino Marsala
Wzmacniane wino kojarzy nam się przede wszystkim z porto. Porto uwielbiamy, byliśmy zatem ciekawi, jakim smakiem może pochwalić się konkurent. Wybraliśmy się do winnicy Florio.
Florio może poszczycić się długą historią, sięgającą aż 1832 roku, kiedy to kamień węgielny pod budowę winnicy położył Vincenzo Florio. Niestety, nie udało nam się wcisnąć na oprowadzanie i degustację, ponieważ takie atrakcje – jak się okazało – trzeba rezerwować z wyprzedzeniem. Na ten dzień nie było już miejsc. Zostaliśmy jednak wpuszczeni na teren winiarni, gdzie mogliśmy nabyć trunki z lokalnego sklepu.
I tak staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami kilku butelek bursztynowego trunku. Tak, tak, bursztynowego, bowiem wino Marsala występuje w kolorze złotym, bursztynowym oraz czerwonym. Zawartość alkoholu wynosi minimum 17%. Zazwyczaj są to wina słodkie. Można je nabyć w cenie od kilku do kilkudziesięciu Euro. My wzięliśmy takie ze średniej półki cenowej. Osobiście lubię wina słodkie, a te dodatkowo miały posmak jakby… suszonych owoców. Mi bardzo przypadły do gustu, Michał jest fanem win raczej wytrawnych, więc jemu nieco mniej.
Panwie solne
Wspominaliśmy wcześniej o winie, ale też o soli. Otóż to – zachodnie wybrzeże Sycylii nierozerwanie związane jest z tradycją pozyskiwania soli morskiej. Jest to tradycja, która przerwała kolejne epoki i wciąż jest praktykowana – od niemalże 3 tysięcy lat! Część prac to wciąż prace ręczne, jednak w solniskach zlokalizowanych bliżej Trapani daje się już zobaczyć prace wykonywane z użyciem maszyn.
Baseny solne ciągną się od Marsali aż do Trapani. To tak zwany „Szlak Solny”. Wystarczy pojechać wzdłuż wybrzeża drogą SP21, by móc podziwiać ten niesamowity spektakl.
To najstarsze i ostatnie działające saliny na wyspie. Zajmują powierzchnię 2 tys. ha zbiorników wodnych przybierając różne barwy ze względu na zawartość magnezu, potasu, jodu i żelaza. Gdzieniegdzie wśród słonych wód wyrastają wiatraki, dziś pozostające symbolem minionych epok, a jednocześnie idealnym obiektem do zdjęć.
Sam proces jest naprawdę banalny – woda odparowuje, pozostawiając na dnie basenów warstwę soli. Tę sól się kolejno układa w stożkach, mniejszych lub większych, i zostawia do doschnięcia. I w zasadzie tyle. Oczywiście, należy pamiętać, że po soli, jak również po samych basenach nie wolno deptać – nie chcemy przecież spożywać soli zanieczyszczonej!
Przy okazji można natomiast zakupić sobie woreczek soli, która zagości po podróży na Waszych stołach.
Szkoły kitesurfingu
Jadąc wzdłuż wybrzeża nie sposób nie dostrzec kolorowych latawców unoszących się w powietrzu. To miłośnicy kitesurfingu próbują swoich sił w starciu z wiatrem. Marsala słynie z wielu szkół kitesurfingu, a warunki pogodowe w tym rejonie są idealne do uprawiania tego typu sportu. Silne wiatry wiejące wzdłuż zachodniego wybrzeża w połączeniu z niewielkimi falami sprawiają, że region ten stał się istnym rajem dla kitesurferów.
My swoich sił w kitesurfingu nie wypróbowaliśmy, ale pstryknęliśmy kilka fotek i ruszyliśmy dalej. Zakończyliśmy nasz przejazd trasą soli w miejscowości Nubia, po czym skierowaliśmy się w stronę Erice. No, ale to już temat na kolejny wpis.
Podobne wpisy
Odkrywając Sofię – co warto zobaczyć w stolicy Bułgarii?
Rejs: Ateny – Rodos – Kusadasi – Santorini
Portugalska produkcja z korka, czyli od Dom Perignon po torebki i kapcie