... ... Terenówką po Sycylii – cz. 6: Caltagirone, miasto ceramiki – Podróżować to żyć
27 września, 2024

Podróżować to żyć

Mój blog o podróżowaniu.

Terenówką po Sycylii – cz. 6: Caltagirone, miasto ceramiki

142 schody wytworzone z lawy i pokryte ceramicznymi zdobieniami - zapewne to one przychodzą każdemu na myśl o Caltagirone. Z nami też tak było.

I nie ukrywam, że to właśnie one spowodowały, że Caltagirone pojawiło się w planie naszej trasy. W sumie usytuowane na Sycylii zupełnie „nie po drodze”, ale to dzięki właśnie owym zmianom wkomponowującym miasto ceramiki w plan podróży mieliśmy okazję odwiedzić Cunzirię, miasto duchów. O Cunzirii pisałam już wcześniej, a kto jeszcze nie czytał, to zapraszam tutaj >> Terenówką po Sycylii – cz. 5: Cunziria, miasto duchów.

Wracając do Caltagirone. Opinie na temat miasteczka były tak podzielone, że tym bardziej zapragnęliśmy wyrobić sobie swoją. Warto, nie warto? – zastanawialiśmy się. Nigdy nie żałujemy, że zajechaliśmy gdziekolwiek, nawet jeśli miejsce nas nie urzekło. Każde nowe miejsce to nowe doświadczenia, wspomnienia, odczucia. Obraliśmy kierunek: ceramiczne schody.

Burza, która dopadła nas jeszcze w Cunzirii, ustała, a przez ciemne chmury zaczęło przebijać się słońce. Uff, ponoć ceramiczne schody najpiękniej prezentują się o zachodzie słońca. No, tylko niech to słońce w końcu wyjdzie w całej swojej pięknej okazałości!

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, zawiało lekko chłodem. No cóż, szału z promieniami słońca nie będzie, ale co tam! Zwiedzamy.

Miasto ceramiki

Caltagirone dzieli się na dwie części: Stare Miasto (położone na wzgórzu) i Nowe Miasto (usytuowane poniżej). Obydwie części łączą właśnie wspomniane i słynne schody – Scalinata di Santa Maria del Monte. Współczesna nazwa miasta wywodzi się od arabskiego Qal’at Ghiran, co oznacza coś w rodzaju „Zamek Waz”.

Już wędrując wąskimi uliczkami miasta wzrok przykuwają ceramiczne zdobienia. Widoczne są praktycznie na każdym kroku. Nazwy budynków wypisane na ceramicznych tabliczkach, ceramiczne wazy, co krok sklepiki z ceramiką. To wszystko wykonane naprawdę precyzyjnie, piękne i… w większości niemiłosiernie drogie. My wprawdzie obiecaliśmy sobie nie przywozić zbyt wielu pamiątek z podróży, ponieważ najzwyczajniej brakuje nam na nie miejsca. Naszymi pamiątkami mają być zdjęcia, ten blog, a – przede wszystkim – wspomnienia. Dlatego też nie czailiśmy się na ceramiczne cudeńka. Oczywiście, wprawne oko zawsze wypatrzy jakieś drobiazgi w niższych cenach, ukryte w maleńkich sklepikach za rogiem. Spokojnie więc, jeśli chcecie przywieźć jakiś mały drobiazg, nie będziecie musieli brać kredytu na zakup. Coś na pewno uda się Wam znaleźć.

Odrobina historii. Skąd ta ceramika?

Niepowtarzalne produkty ceramiczne, wytwarzane właśnie w tym miejscu, są tym, co odróżnia Caltagirone od innych miast na Sycylii. Sama historia miasta do złudzenia przypomina historię innych miasteczek w regionie: Rzymianie, Arabowie, Normanowie, Hiszpanie i Francuzi przeszli przez to miejsce, pozostawiając niezatarte ślady swojej obecności i, podobnie jak miasta w Dolinie Noto i Katanii, również Caltagirone zostało zniszczone podczas słynnego trzęsienia ziemi w 1693 roku. Historyczne centrum miasta zostało odbudowane i wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO wraz z innymi późnobarokowymi miastami doliny Noto.

Jest jednak mały, ale jakże ważny detal zapisany w kartach miasta. Ceramika. Ludność Caltagirone produkowała terakotę już dziesięć wieków przed Chrystusem. Piękny dzban attycki z V wieku, ponoć doskonale zachowany w Regionalnym Muzeum Ceramiki (my nie byliśmy, ale jeśli kogoś interesuje temat, to można w Caltagirone takowe odwiedzić), przedstawia garncarza uprawiającego swe rzemiosło na kole garncarskim.

Podczas swojego panowania Arabowie dodatkowo przekazali kwitnącemu już wtedy lokalnemu przemysłowi pewne podstawowe techniki wytwarzania ceramiki, takie jak glazurowanie. To rozpoczęło nowy etap w historii rzemiosła. Rzemieślnicy Caltagirone czerpali surowiec do swojej pracy z pobliskich kamieniołomów oraz drewno opałowe z Bosco di Santo Pietro (obecnie rezerwat przyrody), stając się najważniejszymi producentami ceramiki na wyspie.

Wiek XV–XVII uważany jest za złoty wiek „Miasta Ceramiki”. W mieście wybudowano kościoły, instytuty, kolegia i klasztory. Wraz z jezuitami pojawił się uniwersytet, na którym prowadzono lekcje prawa, filozofii i medycyny, a także szpital, który należał do najlepszych na wyspie.

Katastrofalne trzęsienie ziemi z 1693 roku zrównało Caltagorone z ziemią. Wraz z odbudową miasta rozwijała się także sztuka ceramiczna. Powstawały nowe kierunki artystyczne. W piecach produkowano pięknie dekorowane wazony, umywalki, ołtarze, statuetki, dekoracje architektoniczne fasad kościołów, dzwonnic i domów oraz kafle o dużych wzorach.

Na początku XIX wieku rozpoczęła się era figurek. Gliniane twarze, na których odtwarzano ludzką mimikę, gesty mieszczan, chłopów czy pasterzy to było to, co fascynowało ówczesnych twórców.

Samo miasto jest rajem dla miłośników architektury. Duża liczba kościołów, interesująca architektura zwykłych, a jakże przy tym niezwykłych budynków, spowodowało, że wielu określa Caltagirone prawdziwą perłą.

Słynne ceramiczne schody

Wiele osób przybywa w to miejsce dla słynnych schodów. Schody zbudowane zostały z lawy wulkanicznej, a każdy stopień ozdobiony jest ceramiką. 142 stopnie, gdzie każdy z nich opowiada ułamek historii miasta, prowadzą nas na wzgórze, z którego rozciąga się spektakularny widok. Schody zbudowano w 1606 roku celem połączenia starej części miasta z nową, usytuowaną na wzgórzu. Od tego czasu stanowią jedną z głównych atrakcji miasta.

Warto wejść na szczyt, ponieważ widok z góry jest naprawdę ładny. Wdrapaliśmy się i nagle zza ciemnej chmury wyszły w końcu na chwilę promienie słońca. Napawawszy się panoramą, ruszyliśmy w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.

I tak trafiliśmy do uroczej Pizzerii Express, gdzie nabyliśmy pizzę sycylijską (a jakże!). Przemiły właściciel dawał nam do spróbowania lokalne przysmaki, w tym tak ukochanego przez Michała pieczonego bakłażana, opowiadał (po włosku oczywiście, potem na migi) o tym, jak przygotowuje pizzę, ugniatał przy nas ciasto. Pizza była pyszna, ale jeszcze przyjemniejsze było doświadczenie lokalnej gościnności w maleńkiej pizzerii gdzieś na uboczu.

Ponoć ładny jest również tamtejszy park miejski, w którego centrum znajduje się arena koncertowa. Ciężko mi się do tego odnieść, ponieważ do parku przybyliśmy już późnym wieczorem, wobec tego efekt zapewne był nieco inny.

Zastanawialiśmy się, czy zostać w miasteczku do rana, ostatecznie jednak zdecydowaliśmy udać się w kierunku Marsali. Samo miasto jakoś bardzo nas nie zachwyciło, a może po prostu nie daliśmy mu szansy? W każdym razie, zawsze powtarzamy, że ilu ludzi, tyle gustów. To, że nam w Caltagirone wystarczyło kilka godzin nie oznacza wcale, że ktoś inny nie może zachwycać się jego architekturą przez kilka dni. My ruszyliśmy na odkrywanie natury, no ale o tym już w kolejnym wpisie. Kierunek: wybrzeże – tam poszukamy miejscówki na nocleg, a jutro do Corleone!