Plan na pierwszy dzień wycieczki objazdowej po Ibizie był taki:
wyjazd z hotelu – Ses Salines – Es Cubells – Torre d’es Savinar – Cala Tarida – St Antoni de Portmany – powrót do Eivissy
Cała trasa to około 80 km, w obrębie których mieliśmy zamiar zwiedzić południową część wyspy. W sumie Ibiza jest na tyle mała, że da się ją objechać w jeden dzień. Tak, objechać… My chcieliśmy zrobić to na spokojnie, z przystankami na podziwianie otoczenia, chłonięcie świeżego, morskiego powietrza lub po prostu kontemplację na przybrzeżnych skałkach 🙂
Kiedy się obudziliśmy cudowne poranne słoneczko wdzierało się na balkon, jakby chciało powiedzieć: „ruszcie się już, szkoda tak pięknego dnia!”.
Wsiedliśmy do naszego „demona szybkości”, czyli wynajętego Peugeota 208, rozłożyliśmy mapę (nie, nie jesteśmy wrogami tak ucywilizowanego sprzętu jak nawigacja, jednak uwielbiam mieć tradycyjny podgląd sytuacji, czyli mapa jest nieodzownym elementem każdej podróży) i ruszyliśmy przed siebie.
Punkt 1: Ses Salines
Aby dotrzeć do najdalej wysuniętej na południe plaży na wyspie przemieszczamy się uliczkami wiodącymi przez saliny, czyli płytkie baseny wodne służące do pozyskiwania soli morskiej.
Oczywiście nie mogliśmy oprzeć się pokusie dotarcia do majaczącej w oddali góry soli…
…. oraz sprawdzenia, czy rzeczywiście jest słona 🙂 Potwierdzam – jest!
Sama plaża Ses Salines jest przepiękna. Długa, szeroka, miejscami piaszczysta, miejscami skalista. Ponoć w sezonie pełna jest turystów okupujących przybrzeżne bary. My trafiliśmy na otwarte zaledwie dwa.
Punkt 2: Es Cubells
Urocza miejscowość, w której warto zatrzymać się choćby na chwilę. Nie wybrałabym jej jako miejsce, gdzie chciałabym się zatrzymać na dłużej przede wszystkim z uwagi na to, że nic się tam nie dzieje, a poza obleganymi dwiema restauracjami na wybrzeżu nie zauważyłam nawet otwartego sklepu.
Muszę natomiast przyznać, że widok z góry na okolicę (sama miejscowość położona jest na wzniesieniu) jest urzekający.
Warto zjechać wąską uliczką w dół, by dostać się na kamienistą plażę.
Tam zatrzymaliśmy się na chwilę, a niczym nie zakłócony szum fal rozbijał się o przybrzeżne skały.
Brak żywej duszy oraz zamknięta na cztery spusty mini restauracja sprawiała, że czuliśmy się trochę jak rozbitkowie na tej zapomnianej plaży pośród gór…
Punkt 3: Torre d’es Savinar
Miejsce na samej mapie nie wydaje się wyjątkowo atrakcyjne… ot, cypelek i dwie niewielkie wysepki w pobliżu:
… jednak po przybyciu na miejsce widzimy coś takiego:
Samochód parkujemy kilkaset metrów od klifu. I dobrze, warkot silników zakłócałby tę piękną ciszę 🙂 A zresztą krótki spacerek dobrze zrobi każdemu. A na miejscu aż chce się poleżeć i wystawić twarz na działanie promieni słonecznych, aż chce się zatopić w takim widoku 🙂
Punkt 4: Cala Tarida
Tego miejsca nikt nam nie polecał, nigdzie o nim nie czytaliśmy. Zatrzymaliśmy się tak, ot po prostu. Zatoczka przyjemna, ale nic specjalnego się w niej nie działo. Ani nie polecamy, ani nie odradzamy. Plaża, jakich wiele, można wpaść po drodze, po prostu na krótki odpoczynek 🙂
Punkt 5: St Antoni de Portmany
Każdy, komu wspominaliśmy o wypadzie na Ibizę, pytał, czy zatrzymaliśmy się właśnie w St Antoni. Miejscowość ta kojarzy się bowiem z nieustającą balangą, słynie z klubów nocnych takich jak Amnesia, Es Paradis i Eden, no i ponoć jest do tego ładna… Ponoć, ponieważ nas absolutnie nie urzekła.
Ot, nadmorski deptak, mniejsze i większe łodzie i… tyle.
Plaża, może i całkiem przyzwoita, ale jakoś tak… bliskie sąsiedztwo ulicy zakłócałoby mój komfort plażowania…
Co chwilę spotykaliśmy kioski (wtedy jeszcze zamknięte) z ofertami krótszych lub dłuższych rejsów stateczkami, imprez na statkach itp, co (z uwagi na to, że kocham rejsy) z pewnością byłoby dużym atutem St Antoni w sezonie. W kwietniu jednak, gdybym miała zestawić ze sobą St Antoni i Eivissę, to drugie miasto wygrywa bezapelacyjnie! Jest milion razy ładniejsze, ciekawsze, „żywsze”, no i ma kilka uroczych, małych plaż, na których można dość komfortowo się wylegiwać i zażywać morskich kąpieli. A dla imprezowiczów – przecież to właśnie w Eivissie znajduje się słynna Pacha 🙂
I to by było tyle z pierwszego dnia 🙂 Było około 19:00 kiedy skierowaliśmy się w stronę Eivissy. Jutro czekał nas kolejny dzień, tym razem z wyprawą na północ. A przed nami cały wieczór i kilka San Migueli w lodówce 🙂
Podobne wpisy
Odkrywając Sofię – co warto zobaczyć w stolicy Bułgarii?
Rejs: Ateny – Rodos – Kusadasi – Santorini
Portugalska produkcja z korka, czyli od Dom Perignon po torebki i kapcie