W dzisiejszym wpisie skoncentruję się na mieście, w którym się zatrzymaliśmy podczas naszego pobytu na Ibizie – mianowicie – Eivissa (co w języku katalońskim oznacza po prostu „Ibiza”).
Eivissa zaliczana jest do najpiękniejszych miast śródziemnomorskich. Czy rzeczywiście? Trudno mi oceniać, ponieważ nie widziałam niestety wszystkich. Mogę jednak bez wahania stwierdzić, że rzeczywiście ma niesamowity urok.
Wybierzmy się zatem na spacer po Eivissie…
Podczas pobytu zatrzymaliśmy się w wartym polecenia hotelu Lido Apartamentos Ibiza. Hotel czysty, położony przy samej plaży, pokoje przestronne. Cały apartament składa się s salonu z aneksem kuchennym, sypialni oraz łazienki. Zapytacie: po co aneks, kto gotuje na urlopie? Otóż, dzięki temu aneksowi, skonsumowaliśmy jedną z najpyszniejszych ryb, jakie kiedykolwiek jadłam, ośmiornicę oraz ogromne krewetki 🙂 W groszowych cenach zresztą! Warto czasem poświęcić pół godziny na upichcenie czegoś wyjątkowego. Owoce morza nie wymagają bowiem prawie żadnego wkładu w ich przygotowanie, a smażą się kilka – kilkanaście minut!
Jak wspomniałam, hotel znajduje się tuż przy plaży wzdłuż której ciągnie się promenada.
Na samej plaży w kwietniu nie uświadczycie zbyt wielu wylegujących się plażowiczów, co nie oznacza, że plaża jest całkiem pusta.
Niektórzy nawet (w tym MY) uskuteczniają morskie kąpiele 🙂 A oto dowód:
Woda ma temperaturę Bałtyku w środku lata, temperatura powietrza również nie ujmuje naszej letniej nadmorskiej… Macie więc odpowiedź, czy było fajnie 🙂 Zresztą, jakby chłodno nie było, być w Hiszpanii i nie dać susa do wody? Grzech!
Idąc na północ od hotelu dochodzi się do usytuowanej na wzgórzu twierdzy wybudowanej w latach 1554-1585, otoczonej murami obronnymi (twierdza została zaliczona w 1999 roku do dziedzictwa kulturowego UNESCO). Wzgórze z murami majaczy już z oddali i prowadzi na nie brukowana ścieżka.
My oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie weszli bokiem, czyli od strony morza, podziwiając przy okazji takie oto widoki:
Ze szczytu mamy przepiękny widok na zatokę oraz miasto:
Zupełnie inaczej wygląda (moim zdaniem ciekawiej) wejście na szczyt od strony portu (zaraz przejdziemy do samego portu).
Wspinając się na szczyt spacerujemy typowymi dla śródziemnomorskiej zabudowy wąskimi uliczkami, podziwiamy domy z kolorowymi okiennicami oraz udekorowane kwiatami parapety.
Kiedyś zastanawiałam się, czy ludziom nie jest ciasno, kiedy, wychodząc z własnego domu, niemal zderzają się z murami domu sąsiada… Teraz już wiem, że nie! Ponieważ kilkadziesiąt metrów dalej mają bezkresne morze a nad sobą wiecznie błękitne niebo. Teraz wiem, że ciasno jest w wielkim mieście, gdzie (pomimo szerokości ulic) trzeba zmierzyć się z ogromnym tłumem próbującym nas stratować w pośpiechu do pracy! W krajach śródziemnomorskich żyje się powoli, chłonąc po prostu ten urok i ciesząc się każdą chwilą…
Cieszyliśmy się zatem widokiem kamiennych uliczek próbując zaczerpnąć jak najwięcej (jakby na zapas) hiszpańskiego słońca…
Wracając do portu… Jak w większości portów śródziemnomorskich znajduje się tam mnóstwo przeróżnej klasy statków i stateczków…
… oraz tradycyjnych łodzi rybackich.
Warto wspomnieć, że ze wspomnianego portu wypływają promy do Walencji, Barcelony, Denii czy też pobliskiej Formentery.
Spacer najlepiej zakończyć odpoczynkiem w jednej z tamtejszych knajpek.
W kwietniu nie było zbyt tłoczno, ale przypuszczam, że w sezonie ów deptak tętni życiem 🙂
A oto widok z portu na wzgórze:
Podobne wpisy
Odkrywając Sofię – co warto zobaczyć w stolicy Bułgarii?
Rejs: Ateny – Rodos – Kusadasi – Santorini
Portugalska produkcja z korka, czyli od Dom Perignon po torebki i kapcie