Dzisiaj trochę nietypowo.
Nie przywykłam do robienia reklamy ani zachwalania konkretnych obiektów. Wiadomo – ile ludzi, tyle preferencji dotyczących noclegów, ile portfeli tyle budżetów itd…
My sami sypiamy zarówno w hotelach bardzo nisko budżetowych (hostel z restauracją na dole czy tochę cuchnący stęchlizną pokoik na Sri Lance), w miejscach bezbudżetowych (np przednie siedzenie w samochodzie), no a bardzo sporadycznie udaje nam się nieco odchamić i rezerwujemy kilkugwiazdkowy hotel 🙂
Tak właśnie spędziliśmy ostatnią sylwestrową noc.
Dorwałam na Booking.com zniżkę na noclegi w Breadsall Priory Marriott Hotel & Country Club. Stwierdziliśmy, że czemu nie?

Był to dobry wybór.
Tak jak wspomniałam, z reguły nie reklamuję hoteli, ale ten jest naprawdę wyjątkowy. I nie chodzi tutaj o markę. Może inny Marriott jest beznadziejny, może nie ma w sobie tego czegoś. Ten konkretny obiekt to miejsce, w którym można naprawdę oderwać się na chwilę od rzeczywistości. I nie chodzi tutaj o standard pokoi czy hotelową obsługę. Te są w sumie na poziomie raczej przeciętnym. Pokój jak pokój – ściany i łóżka. Obsługa jak obsługa – miła, ale nie nachalna.



Sam obiekt jest natomiast wart uwagi. Pokoje hotelowe w pałacyku z XIII wieku położonym z dala od miasteczkowego zgiełku. Budynek otoczony soczyście zielonymi polami golfowymi. Nie gram w golfa, ale gdybym potrafiła, czułabym się tam jak w raju. Nie omieszkaliśmy natomiast przespacerować się ścieżkami pośród łąk, by zaczerpnąć powietrza. Poza tym sprzyjała nam iście nie-angielska pogoda. Błękitne, bezchmurne niebo i wesoło igrające na porannej rosie promienie słońca zachęcały do opuszczenia hotelowych murów.



Ścieżka poprowadziła nas do niewielkiego zagajnika, który w okresie letnim zapewne jest pięknym ogrodem z radośnie szemrzącym pośród kwiatów wartkim strumyczkiem. Niestety w styczniu zobaczyliśmy jedynie smętnie powiewające na wietrze bezlistne gałązki.



Na tle zielonych wzgórz nasz hotelik prezentował się dumnie, niczym niezdobyta jeszcze twierdza. Niewielka sadzawka z fontanną, kolorowo podświetloną w nocy, dodawała mu uroku. To jest miejsce, gdzie naprawdę można się oderwać od rzeczywistości i przenieść w czasie.



Oczywiście, niewątpliwym atutem jest spa oraz dwie przyjemne restauracje. Jednak dla mnie to tylko niewielki dodatek do całości. Nie powiem, popływałam w basenie, wyleżałam się w jacuzzi, nawet wygrzałam w saunie, co przy zimowej aurze jest zdecydowanie przyjemnością, jednak nawet brak tych dodatków nie przysłoniłby uroku hotelu.
Zdecydowanie polecam, jeśli ktoś chciałby się zatrzymać na noc w okolicy angielskiego Derby. Ceny? Około 400-500 zł za pokój 2-osobowy. Mało to nie jest, ale jeśli ktoś chciałby spędzić nocleg w wysokiej klasy hotelu, to warto wybrać akurat ten.
Podobne wpisy
Odkrywając Sofię – co warto zobaczyć w stolicy Bułgarii?
Rejs: Ateny – Rodos – Kusadasi – Santorini
Portugalska produkcja z korka, czyli od Dom Perignon po torebki i kapcie