Czekałam, czekałam i się doczekałam! Gaping Gill, bo o niej tutaj mowa, była najbardziej wyczekiwaną przeze mnie wyprawą wgłąb ziemi. Dlaczego wyczekiwaną? Ponieważ jaskinia udostępniona jest do zwiedzania zwykłym śmiertelnikom zaledwie dwa razy w roku.
Śledziłam bieżące informacje na stronie http://www.cravenpotholeclub.org, organizatora tzw. dni otwartych jaskini i w końcu… jest! Jaskinia udostępniona do zwiedzania przez 10 dni w sierpniu! Za nic na świecie nie mogłam tego opuścić!
Co takiego specyficznego jest w tej jaskini, że zwykły śmiertelnik nie może odwiedzać jej przez cały rok? Otóż bez odpowiedniego sprzętu oraz umiejętności wspinaczkowych nie jesteśmy w stanie się do niej dostać. Jest to po prostu… ogromna dziura w ziemi, otoczona zielonymi pastwiskami. Ten, kto wie, co owa dziura kryje, nie podejdzie blisko bez odpowiedniej asekuracji. Dziura jest bowiem… głęboka na 100 metrów! I kryje wewnątrz zupełnie inny, podziemny świat!
Dwa razy w roku członkowie Craven Pathole Club przybywają w to miejsce z odpowiednim sprzętem, tj. rusztowaniami, wyciągarkami, oświetleniem i umożliwiają turystom zjazd w dół.
Jak zorganizować wyprawę do Gaping Gill?
- strona, na której można śledzić terminy otwarcia: http://www.cravenpotholeclub.org
- jak się tam dostać? Najlepiej od strony Clapham Village. Kierujemy się na Estate Nature Trail w kierunku Ingleborough Cave (o tej będzie osobny wpis). Od Clapham Village do Ingleborough Cave trasa zajmuje około 30 minut (bardzo przyjemne, łagodne podejście), po minięciu Ingleborough Cave idziemy dalej w górę (kolejne 30 minut), aż dojdziemy do łagodnego płaskowyżu, gdzie będzie strzałka na Gaping Gill.
- parking: w Clapham Village, cena £4,5 za 24 godziny. Można też zaparkować przy ulicy, jeśli znajdziemy miejsce.
- bilet wstępu (a właściwie koszt zjazdu) wynosi £15
- i teraz bardzo ważna sprawa: aby zapewnić sobie zjazd trzeba być na miejscu najpóźniej o 8:30 rano! O tym zaraz wspomnę 🙂
======
Teraz powróćmy do naszej wyprawy… Radośni i podekscytowani wybraliśmy się w okolice Clapham Village już dzień wcześniej. Wiedzieliśmy, że do jaskini trzeba udać się z samego rana (w sumie im wcześniej, tym lepiej), aby zapewnić sobie miejsce w kolejce. Możliwości techniczne i czasowe pozwalają na opuszczenie około 100 osób dziennie, więc nie jest to zbyt wiele, zważywszy na to, że okazja taka zdarza się dwa razy w roku.
Biletów nie można wcześniej zarezerwować ani na stronie internetowej, ani w żadnym biurze. Trzeba po prostu wspiąć się do jaskini, gdzie członkowie Craven Pathole Club mają swój obóz i tam, na miejscu, je kupić.
Jako, że jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami przyczepy kempingowej, stacjonowaliśmy na polu kempingowym The Trees Caravan Park. Polecamy – bardzo przystępne ceny, dobre warunki sanitarne i przemiła właścicielka.
Wstaliśmy kolejnego dnia dość wcześnie i udaliśmy się w kierunku Clapham Village. Wioska typowa jak w tych okolicach. Spokojna, cicha, jakby trochę zaspana. Jedynie przemykający ulicami turyści (dający się rozpoznać po plecakach i umorusanym obuwiu) zdawali się robić trochę zamieszania.
Zjechaliśmy na parking. A tam… powitała nas złowieszcza kartka:
Chciałam wykrzyczeć, że jak to? Jest 10:00 rano, jak to już wszystkie miejsca zarezerwowane? Przecież my przyjechaliśmy specjalnie taki kawał drogi, przecież czekałam na tę okazję tak długo! Zamiast tego odezwała się odrobina zdrowego rozsądku: to jeszcze nie koniec, to nie jest ostatni dzień. Wrócimy tu! Wrócimy wcześniej! Wygląda na to, że 10:00 to już późna godzina (weźcie to sobie do serca)…
Aby jednak nie marnować pięknego, słonecznego dnia, zdecydowaliśmy się odwiedzić Ingleborough Cave (o tym odrębny wpis), która jest jakby początkiem kompleksu jaskiń, zakończonego właśnie przez Gaping Gill.
Do Gaping Gill kolejnym razem wybraliśmy się o świcie. O 7:30 byliśmy już na parkingu. Pogoda była taka sobie, trochę mżawiło, niebo przysłoniły szare chmury. Momentami obawialiśmy się, czy nie zacznie mocno padać, co mogłoby postawić pod znakiem zapytania zjazdy do jaskini.
Dziarsko jednak maszerowaliśmy przed siebie…
Pod jaskinię dotarliśmy około 8:30. Ustawiliśmy się w kolejce do namiotu z biletami… Nagle słyszymy: ostatnie 8 miejsc! Strach w moich oczach… ale zaraz chwila uspokojenia… jesteśmy trzeci w kolejce, musimy wejść! Wyciągamy £30, wpisujemy się na listę, dostajemy opaski z numerkami! Jest! Udało się! Numer 93 i 94!
W ubłoconych butach siadamy na mokrej trawie i czekamy. Szacowany czas oczekiwania… 5 godzin!!! Jeszcze kilka osób za nami dostaje numerki, po czym pojawia się złowieszcza karteczka:
Kolejne osoby odchodzą z kwitkiem… Trochę mi ich szkoda. No cóż, kolejnym razem wrócą wcześniej.
W oczekiwaniu na swoją kolejkę wypiliśmy termos przygotowanej rano kawy, podsłuchaliśmy rozmowę na temat wyższości smartfona X nad smartfonem Y (w kwestii robienia zdjęć)… Do dyskusji się nie włączyłam, ponieważ według mnie telefon ma służyć do dzwonienia i pisania smsów, a do robienia zdjęć służy aparat fotograficzny. No, ale może jestem starej daty 🙂
W tym momencie mała sugestia dla planujących odwiedzić Gaping Gill: wybierzcie się tam jak najwcześniej. Pierwsze zjazdy zaczynają się około 8:00, więc warto być na miejscu nawet koło 7:00, aby załapać się w pierwszej dziesiątce. Tempo kolejki: około 15 osób na godzinę. Przybycie po godzinie 8:00 oznacza już tłumy i kilkugodzinne oczekiwanie. Oczywiście – warto (przynajmniej według mnie) czekać. Jeśli już natomiast będziecie musieli spędzić kilka godzin w kolejce, warto w tym czasie cofnąć się 30 minut do Ingleborough Cave, zwiedzić ją, po czym wrócić do Gaping Gill. My, z uwagi na to, że byliśmy już tam za pierwszym razem, z tej opcji nie skorzystaliśmy. Udaliśmy się natomiast na spacer po okolicy oraz odwiedziliśmy sklepik przy Ingleborough Cave, gdzie serwują ciepłe napoje.
W końcu nadeszła nasza kolejka. Widząc naszych poprzedników wracających na powierzchnię ziemi, całych mokrych, spodziewaliśmy się, że może być zimno…
W dół zjeżdża się na metalowym krzesełku. Ręce i nogi należy trzymać złączone przy sobie, aby nie zahaczyć o wystające skały. Kaski pobiera się na miejscu. Ubranie należy mieć ciepłe, najlepiej wodoodporne. Jeżeli nie mamy wodoodpornego stroju, na miejscu za £1 można kupić workowe ponczo.
Cały zjazd trwa około minuty. Na początku podziwiamy porośnięte mchem ściany skalne, od czasu do czasu spada na głowę kropla wody. Po chwili wjeżdżamy w czarną czeluść. Tutaj zaczyna być mokro… naprawdę mokro. Na głowę lecą nam strugi zimnej wody -wjeżdżamy pod wodospad. W tym momencie zaczynamy doceniać nieprzemakalne ubrania i kaptury, a – jeśli ich nie mamy – żałować, że nie założyliśmy 🙂
Po chwili dostrzegamy gdzieś na dole migoczące światełka latarek lub umocowanych na skalnych ścianach lamp. Dotykamy stopami dna, ktoś z obsługi otwiera zabezpieczenie krzesełka i wysiadamy… prosto w kałużę wody. Stwierdzamy, że trochę przechlapaną (dosłownie) robotę ma osoba obsługująca krzesełko. Prosto na twarz pada woda z pobliskiego wodospadu, największego w Wielkiej Brytanii…
Rozglądam się po komnacie. Moje oczy muszą przyzwyczaić się do ciemności.
Główna komnata jest ogromna i sprawia niesamowite wrażenie. Szum wodospadu, mrugające gdzieniegdzie światełka latarenek i ogromny, zwężający się u góry właz na kształt lejka z migoczącymi w nim kroplami wody… to wszystko wydaje się być niemal zaczarowane.
Czuję się jak w jakiejś baśniowej komnacie…
Obserwuję tę swoistą grę światła i cienia, wsłuchuję się w odgłos opadającej wody odbijającej się od skalnego podłoża i, gdyby nie otaczający mnie chłód, pewnie zostałabym tam tak długo, jak tylko by było można. Tutaj chciałabym wspomnieć, że czas pobytu na dole nie jest ograniczony. No… przynajmniej w godzinach otwarcia, gdyż raczej wypadałoby opuścić jaskinię wraz z obsługą 🙂
Po około 30 minutach wędrowania dookoła komnaty decydujemy się wyjść. Teraz trzeba odczekać swoje w kolejce do wyjazdu. Przed nami 16 osób… jakaś godzina. To nic. Jest zimno, ale wrażenia powodują u mnie szybkie krążenie. Nie marznę. Raczej jestem podekscytowana. Rozglądam się dookoła. Czas w kolejce biegnie dość szybko.
Wyjeżdżamy…
Przyzwyczajamy oczy… tym razem do światła dziennego.
Cudowne przeżycie! Czy zjechałabym jeszcze raz? Sporadycznie wracam w te same miejsca, ale tam bym jeszcze wróciła. Może nie za rok, nie za dwa, ale kiedyś… Polecam!
Megaaa naprawdę pozdrawiam
Dziękuję. To było naprawdę niesamowite przeżycie. Jeśli kiedyś będziesz miał okazję skorzystać, to z całego serducha polecam!
Super!
Bede sledzil i czerpal inspiracje. Oby tak dalej 🙂
Dziękuję! Mam nadzieję, że pozostaniesz u mnie na dłużej i życzę niezapomnianej wyprawy do Gaping Gill 🙂
Super, coś naprawdę wyjątkowego. Pozdrawiam
Zgadzam się! Niesamowite wrażenia – takich się nie zapomina. Pozdrawiamy serdecznie!
Mam lek przestrzeni i wysokosci do tego powiedzmy, ze nie jestem fanka wody… ale pojade tam sprobuje w tym roku. Leki trzeba przelamywac. Dzieki za super pomysl na wycieczke i przelamanie lekow 😀
Kira, trzymam kciuki za przełamanie lęków. Masz rację – trzeba z nimi walczyć i nie poddawać się!
Zanim się jednak wybierzesz do Gaping Gill, sprawdź na stronie organizatora http://www.cravenpotholeclub.org, kiedy mają dni otwarte. Póki co, niestety widnieje informacja, że zjazdy są wstrzymane z uwagi na wirusa.
Jak już tam dotrzesz – napisz, jak wrażenia 🙂 Powodzenia!