Teraz cofam się ze wspomnieniami do mojej podróży do Alicante. To nie był wypad planowany, po prostu trafiliśmy na ciekawą promocję w Ryanair 🙂 Nie zastanawiając się długo, zarezerwowaliśmy bilety i kilka dni później byliśmy gotowi do podróży. A że był styczeń, wizja wylotu w jakieś ciepłe miejsce rozbudzała nasze mega pozytywne emocje.
Wylądowaliśmy późnym wieczorem, ale powitał nas ciepły podmuch delikatnego wiaterku. Z uwagi na to, że teoretycznie była zima, byliśmy bardzo mile zaskoczeni. I tacy pozostaliśmy do końca wyjazdu, ponieważ temperatura przez cały czas wynosiła ponad 20 stopni w ciągu dnia i kilkanaście w nocy 🙂 Pewnie mieliśmy dużo szczęścia, bo (mimo że klimat w Alicante charakteryzuje się dość ciepłymi zimami) takiej pogody się nie spodziewaliśmy.
Co do samego Alicante, to bardzo pozytywnie oceniam klimat tego miasta. Nie jest „zrobione” ewidentnie pod turystykę, nie jest tłoczne, uliczni sprzedawcy nie nagabują na każdym kroku. Fakt, nie była to pełnia sezonu, jednak mimo wszystko przepiękna pogoda mogłaby przyciągać turystów, zwłaszcza tych z chłodniejszych części Europy. Tymczasem miasteczko wydawało się być spokojne, wręcz senne. Czy to dobrze? Zależy, co kto lubi. My chcieliśmy odpocząć i w 100% nam się to udało.
Co do atrakcji w samym mieście… góruje tu dosłownie… góra! Dość duża, piękna, majestatyczna, wznosząca się w samym centrum miasta, tuż przy plaży. Owa góra to Benacantil, a na niej wznosi się na wysokości 166 m n.p.m. Castillo de Santa Bárbara, czyli stary zamek – warownia z XIX wieku. Na szczyt można wjechać windą (!) lub wejść chodnikiem malowniczo ciągnącym się wśród oliwnych drzewek i kaktusów. Z góry rozpościera się piękny widok na morze i panoramę miasta.
Polecam również spacer nadmorską promenadą, gdzie naszą uwagę przykuły pozostawione na środku chodnika… krzesła, gdzie okoliczni mieszkańcy spotykają się na wieczornych pogawędkach.
Czy polecam? Zdecydowanie tak! Miejsce idealne na tani wypoczynek w spokojnym miejscu, również na krótki weekendowy wypad, by zaczerpnąć tchu po codziennej bieganinie.
Podobne wpisy
Muzeum Archeologiczne w Valletcie cz.8 – koleiny i Fenicjanie
Muzeum Archeologiczne w Valletcie cz.7 – epoka brązu
Muzeum Archeologiczne w Valletcie cz.6 – Tarxien i koniec okresu świątynnego